Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, premier Donald Tusk zapowiedział utworzenie nowego „superurzędu”, który ma skupić się na walce z szarą strefą.
Na czym ma polegać praca tego nowego tworu? Między innymi ZUS, Państwowa Inspekcja Pracy oraz Krajowa Administracja Skarbowa będą wzajemnie wymieniać się danymi, aby usprawnić kontrole.
W rzeczywistości wszyscy wiemy, co to oznacza: dalsze dręczenie małych i średnich przedsiębiorców. Owszem, w Polsce istnieje znaczna szara strefa (27% PKB), i każdy z nas wielokrotnie spotkał się z sytuacją, w której np. taksówkarz nie wydaje paragonu. Czy jest to naganne? To każdy powinien ocenić samodzielnie. Trzeba jednak zrozumieć również drugą stronę medalu. Rząd i instytucje państwowe widzą tylko swoją perspektywę, podczas gdy przedsiębiorca ponosi ogromną odpowiedzialność finansową i również musi zarobić na życie. Niestety, często to właśnie państwo mu w tym przeszkadza.
Przykładem może być ajent sklepu Żabka. Śmiem twierdzić, że większość sklepów działających w Polsce łamie przepisy prawa. Dlaczego?
Z jednej strony mamy ajentów, którzy płacą swoim pracownikom poniżej minimalnej krajowej lub w ogóle ich oficjalnie nie zatrudniają. Z drugiej, obowiązuje zakaz handlu w niedzielę. Choć przepisy te można obejść, większość sklepów nie osiąga wymaganego 40% obrotu w kategorii „kiosk” (np. Lotto, bilety, prasa, tytoń). W wielu przypadkach to nie franczyzobiorca stoi za ladą w niedzielę, co oznacza świadome łamanie prawa.
Jednocześnie istnieje zjawisko nieświadomego łamania przepisów. Dlaczego? Ponieważ regulacje są tak zawiłe, że większość ajentów, którzy nie posiadają specjalistycznej wiedzy, łamie je przypadkiem.
Oto kilka przykładów:
- Sprzedaż tytoniu na kasie samoobsługowej.
- Odlepiona banderola na „setce” w dostawie, która trafia do sprzedaży.
- Brak oceny ryzyka stanowiskowego.
- Brak wydrukowanych warunków zatrudnienia do umowy o pracę, mimo posiadania pisemnej umowy.
- Przeterminowana legalizacja wagi.
Taki ajent może żyć w ciągłym strachu przed kontrolą instytucji państwowych. Kontrole często przeprowadzane są bez odpowiednich upoważnień, ale panuje w Polsce mentalność: „Nie chce mi się kłócić”. Efekt? Mandat za drobnostki, sięgający nawet 2500 zł.
Dlatego moja sugestia brzmi: najpierw należy uprościć i zderegulować polskie prawo, aby przedsiębiorca nie musiał zgadywać, co wolno, a czego nie.
Poniżej przedstawiam kilka propozycji instytucji i przepisów, które należałoby zlikwidować w tej kadencji:
Kodeks wykroczeń
- Artykuł 133: Nie chroni wydarzeń kulturalnych, a jedynie te tzw. mainstreamowe. Nie ma uzasadnienia, by państwo ingerowało w umowy kupna-sprzedaży biletów na koncerty.
- Artykuł 134: Przepis ten, choć w założeniu słuszny, jest dziś wykorzystywany przez Państwową Inspekcję Handlową do tzw. zakupów kontrolnych. To niezrozumiałe, że urzędnicy chodzą po sklepach, robią zakupy i sprawdzają, czy przedsiębiorca nie „oszukał” klienta na 70 groszy. Warto złożyć interpelację w tej sprawie i sprawdzić, ile mandatów wystawiono małym i średnim przedsiębiorcom.
Mały przedsiębiorca, w dobie dominacji korporacji i wielkich sieci handlowych, ma wystarczająco trudne zadanie, by utrzymać się na rynku. Niepotrzebne są dodatkowe kontrole z powodu drobnych błędów. Często błędne cenówki wynikają z nieuwagi pracowników, a nie chęci oszukania klienta.
Zawarcie umowy sprzedaży a informacja o cenie na półce:
Jeśli przyjmiemy, że zawarcie umowy sprzedaży następuje już w momencie odczytania cenówki:
- Klient miałby prawo do odszkodowania w przypadku braku towaru na stanie.
- Nie miałby możliwości rezygnacji z zakupu przy kasie.
Inne przepisy do rewizji:
Artykuł 138 KW: Stał się nieefektywny po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, więc można go usunąć analogicznie jak art. 135.
Artykuł 135 KW: Nadmiernie ingeruje w wolność gospodarczą. Przedsiębiorca posiadający zezwolenie na sprzedaż alkoholu musi ocenić trzeźwość klienta, co naraża go na arbitralne mandaty w przypadku pomyłki.
Artykuł 137 KW: Zapis zbędny w obrocie prawnym.
Można również rozważyć likwidację Wojewódzkich Inspektoratów Inspekcji Handlowej, które nie wnoszą nic pozytywnego do naszego życia, a jedynie utrzymują grupę urzędników zajmujących się kontrolowaniem sklepów. Nieuczciwość przedsiębiorców wobec konsumentów można skutecznie regulować poprzez arbitraż, który w relacjach B2C mógłby być obowiązkowy dla przedsiębiorcy. Takie rozwiązanie odciążyłoby podatników, a koszt rozwiązywania sporów ponosiłyby osoby najczęściej korzystające z pomocy Inspekcji Handlowej.
Podobnie można zastanowić się nad funkcjonowaniem Państwowej Inspekcji Pracy. Czy taki urząd jest rzeczywiście potrzebny? Sprawy związane z nielegalnym zatrudnieniem można przekazać do Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) lub Urzędu Celnego. Konflikty między pracownikami a pracodawcami powinny trafiać bezpośrednio do Sądu Pracy.
Aby odciążyć Sądy Pracy, warto rozważyć stworzenie e-Sądu ds. kodeksu pracy, na wzór e-Sądu w Lublinie. Taki sąd mógłby rozpatrywać sprawy w trybie uproszczonym. Po przedstawieniu przez stronę roszczeń i ich wiarygodnym opisaniu, e-Sąd mógłby wydać nakaz w ciągu tygodnia.
W kontekście funkcjonowania e-Sądu w Lublinie warto również wprowadzić deregulację. Sąd powinien wydawać nakazy zapłaty bez szczegółowego badania treści sprawy, ograniczając się jedynie do oceny formalnej. Dopiero po wniesieniu sprzeciwu przez pozwanego i opłaceniu opłaty sądowej przez powoda sprawa mogłaby być dokładnie rozpatrywana. Takie rozwiązanie znacznie przyspieszyłoby postępowania – nakaz zapłaty mógłby być wydany w ciągu kilku dni, zamiast czekać na niego miesiącami.
Jak widać, w polskim systemie prawnym jest wiele obszarów wymagających reformy, aby poprawić warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Dlatego, Panie Premierze, apeluję: skupmy się najpierw na deregulacji. Dopiero wtedy ocenimy, czy rzeczywiście potrzebujemy tworzenia nowego „superurzędu”.